czwartek, 21 marca 2013

Florenckie espresso

Już trzeci dzień z rzędu od rana spaceruję po Florencji. 
Nie, nie myślcie sobie, że jako turystka. Chociaż tak naprawdę za każdym razem gdy jestem w tym magicznym mieście, to właśnie tak się czuję. Dochodzę do wniosku, że trzeba dłuuugich lat, żeby zobaczyć wszystko co kryje w meandrach wąskich uliczek. Obecnie jestem w trakcie przygotowań ważnego projektu, ale o tym w przyszłości
No i jak już zrobiłam to co do mnie należało to musiałam się napić kawy! Zapach świeżo parzonej kawy przyciąga mnie jak magnes. Wybór miejsca nie był łatwy... Po pierwsze barów we Florencji jest w bród. Doszłam do wniosku, że nie może to być “zwykły” bar. Złożyło się na to kilka powodów min. fakt, że kalendarzowa wiosna przywitała nas pięknym słońcem, skończyłam swoje (przynajmniej na moment przymusowe spacery po Florencji) no i byłam zupełnie sama czyli laba na całego! A skoro kawa i słońce to ostateczny wybór padł na bar/restaurację La Terrazza, który znajduje się na tarasie (jak sama nazwa zresztą wskazuje) sklepu La Rinascente
Ten wielopiętrowy, bardzo elegancki sklep mieści się przy Piazza Della Repubblica. Należy do włoskiej sieci sklepów założonej w 1865 roku, ale dopiero od 1917 znanej pod tą nazwą. Obecnie we Włoszech jest 13 sklepów należących do tej sieci i umiejscowione są one zazwyczaj w pięknych, zabytkowych budynkach w centrum miasta, które odzwierciedlają elegancki charakter sklepu. La Rinascente oferuje szeroką gamę produktów najlepszej jakości zarówno włoskich jak i zagranicznych. Zaczynając od znanych marek odzieżowych przez galanterię skórzaną, okulary słoneczne, kosmetyki, perfumy, ale również dodatki to domu.




No więc jak już wejdziecie do sklepu i spryskacie się wszystkimi perfumami, które Wam wpadną do ręki i popiszczycie z zachwytu nad pięknymi torebkami, to musicie kierować się w stronę windy, która jest w głębi sklepu. Ostrzegam głównie mężów i ich portfele, że schodami ruchomymi jest niebezpiecznie, do pokonania jest kilka pięter! W windzie natomiast naciskamy na 4 mimo, iż napisane jest, że La Terrazza mieści się na 5 piętrze.


i wychodzimy... jak dla mnie obłędnym asortymencie czyli flaszki, butelki, buteleczki i inne przedmioty na widok których ja wpadam w trans, a na widok których Andrea zawsze zadaje mi ten sam zestaw pytań: ale po co Ci to, albo ale do czego Ci to, albo gdzie to postawimy????

Po tym jak już przebrniecie przez półki pięknych bibelotów i szkła, to musicie kierować się na lewo po przekątnej od windy. Po schodkach za kasą jest wejście do baru. Ceny np. kawy espresso różnią się od siebie w zależności od tego gdzie się jej napijemy. I tak wypita na stojaka przy kontuarze kosztuje 1 Euro, przy stoliku w barze (bez okien) 2 Euro, a przy stoliku na tarasie z widokiem na ... 3 Euro. Oprócz szerokiego wyboru kaw są również kanapki, sałatki, pierwsze dania (8 Euro), drugie dania (10 Euro) i różne napoje.

 
Wyjście na taras: 
 
 
Taras:
 

 
 
i widoki:
 



 







 
  
 Godziny otwarcia:


Bar jest zamykany godzinę wcześniej.Więcej informacji na temat La Rinascente, można znaleźć tutaj .

Jedyny Włoch o którego Andrea nie jest zazdrosny gdy się w niego wpatruję!




  
Za każdym razem jak jestem w pobliżu Palazzo Vecchio


 idę sprawdzić czy nadal tam jest...


profil skazańca, dłuta Michała Anioła, po prawej stronie fasady budynku. To tak przez sentyment, bo pierwszy raz pokazał mi go Andrea.

A później sprint na pociąg i do domu. Przecież Sofia i Ania same do domu się nie przyprowadzą!

ps.
Z góry uprzedzam, iż nie wiem dlaczego na karcie napisane jest La Terrazza, a w windzie w opisie pięter Le Terrezze :) 

piątek, 15 marca 2013

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu (via Pistoia)

Historia miejsca, które chcę dziś opisać, jest tak stara jak ... Zresztą sami przeczytajcie.
Jadąc z Pistoi, w kierunku Montale, tuż za miejscowością Santomato, po lewej stronie, na lekkim wzniesieniu widać malowniczo położone zabudowania. Uwagę zwraca przede wszystkim wysoka wieża, górująca nad kamiennymi domami i fragmentami murów warownych. Kiedyś była to forteca. 
 
To właśnie tędy przebiegała Via Cassia. 
Via Cassia byłą jedną z najważniejszych dróg w czasach gdy na półwyspie panowali  starożytni Rzymianie i kiedy to wszystkie drogi prowadziły do Rzymu... Droga ta, miała za zadnie usprawnić między innymi przekaz poczty państwowej, przemarsz legionów jak również przejazd kupców z Rzymu do Florencji (Florentina). 
W Średniowieczu, ten ważny trakt, został przedłużony o takie miasta jak Pistoia (Pistoria) i Lukka (Luca) aż do Luni, gdzie Via Cassia połączyła się z nadmorską Via Aurelia. Jak widać nie była to najprostsza modyfikacja, ale źródła podają, że była ona zaprojektowana specjalnie w taki właśnie sposób, aby po pierwsze połączyć najważniejsze ówczesne ośrodki miejskie, a po drugie, aby w razie konieczności przemarszu wojsk na północ, ułatwić im przejście przez Apenniny. Bez konieczności korzystania z Via Aurelia czy Via Flaminia.
Podobno dzisiejsza via degli Orafi w samym sercu Pistoi, to właśnie dawna Via Cassia. Kierując się tą uliczką na zachód wyjdziemy za mury miasta przez Porta Lucchese, czyli przez bramą wyjazdową z Pistoi w kierunku Lukki. Zdaje się, że wszystkie klocki do siebie pasują ... 
Wracając do miejsca, które tak mnie urzekło...
Otóż, posiadłość została zakupiona przez rodzinę Pazzaglia w XV wieku. W akcie własności odnotowano, że nieruchomość obejmuje kilka budynków z dziedzińcami, funkcjonujący piec chlebowy, studnię i gołębnik. Od lat sześćdziesiątych XV wieku i w latach 30 następnego, właściciele wykupywali znajdujące się w pobliżu gospodarstwa rolne, rozległe winnice, gaje oliwne i lasy. Tutaj, w sierpniu 1537 roku, doszło do starć pomiędzy uchodźcami z Florencji, dowodzonymi przez Filippo Strozzi i Baccio Valori, a wojskami księcia Cosimo I de’ Medici. W buncie wziął również udział Guidotto Pazzaglia, jeden z ówczesnych właścicieli opisywanego przeze mnie majątku. Bitwa skończyła się klęską rebeliantów. Wielu z nich, a między innymi Guidotto, trafili do więzienia we Florencji. Po wyjściu na wolność, Guidotto z takim samym zaangażowaniem oddaje się odbudowie majątku rodzinnego jak popieraniu polityki Medyceuszy...
 
Na terenie dzisiejszej posiadłości mieści się wyjątkowo urocze gospodarstwo agroturystyczne. W większości są to budynki z kamienia lub cegły, połączone "siatką" uroczych alejek. 

 
 








Droga wjazdowa i główny plac wyłożone polnym kamieniem o "prawie" słodko brzmiącej nazwie ciottolato. Mi na pierwszy rzut oka, przypomina raczej soprassata (czyli salceson włoski), ale i tak wjazd jest piękny! Bez względu na skojarzenia.

Ta droga prowadzi między innymi do recepcji, ale wcześniej musimy przejść przez uroczy dziedziniec:


   


A to recepcja:
  
Mój wzrok jak magnes przyciągał szczególnie jednek budynek, i nie była to piwniczka z winem! Jeszcze nie!
Jak się okazało, jest to jeden z apartamentów, jako jedyny odzielony od reszty struktury. Oprowadzająca nas po obiekcie Franscesca, wyjaśniła, że przed wiekami, była to rodzinna kapliczka.

Spójrzcie sami:

 


i ciekawe okna:


  
Wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Przewijają się toskańskie akcenty czyli podłogi wyłożone terakotą, kasztanowe belki pod sufitem, ramy łóżek z kutego żelaza, okiennice z litego drewna i marmur w łazienkach. Wewnątrz apartament prezentuje się tak:






Na agroturystykę składa się 18 mini apartamentów (w sumie 50 miejsc). W wielu z nich jest aneks kuchenny, wszystkie z łazienkami.  
Z okien apartamentów rozciąga się przepiękny widok na łagodne wzgórza porośnięte rzędami winorośli i szpalerami cyprysów. 








Bluszcz w ramionach drzewa oliwnego...a może odwrotnie?





W takiej scenerii nie mogło zabraknąć basenu. 



 
Tuż przy basenie znajduje się mała siłownia na świeżym powietrzu. Na zewnątrz, każdy z apartamentów ma swoją przestrzeń, do tego meble ogrodowe i grill.
Jeśli agroturystyka to na pewno właściciele są producentami wina i oliwy z oliwek. W tym wypadku wino, którego są producentem jest naprawdę wyjątkowe. “Orchidea” czy “Opus Magnum” zadowoli najbardziej wybredne kubki smakowe! Te do nabycia w butelkach, za Orchideę trzeba zapłacić ok. 30 Euro, ale warto! Jesli jedziecie samochodem, namawiam Was do zabrania ze sobą kanisterków lub sporych gąsiorów bo na miejscu można kupić tzw. vino sfuso (luzem czyli nalewane bezpośrednio z "beczki"). Cena za litr, w zależności od rodzaju od 1,50 Euro. Nie obawiajcie, że kupicie kota w worku! Na miejscu możecie spróbować wina. 
Osobiście nie polecam Wam degustacji o 9.00 rano... 















Przemiła Franscesca, która jak się okazało jest koleżanką mojej dalekiej znajomej, oprowadziła nas po wszystkich zakamarkach... Dodam, że w styczniu właściwie wszystkie obiekty tego typu są zamknięte. Nie dla mnie! 
Tego dnia każde z nas wróciło zadowolone. Ja z pakietem wyjątkowych cen na nocleg w agroturystyce i degustację win dla swoich klientów, a Andrea ...

 

 No cóż, ich wino ma jedną wadę: szybko się kończy!

 Ostatni rzut okiem na agroturystykę:


 
O tym miejscu możecie poczytać również u Małgosi Matyjaszczyk tutaj.