środa, 28 listopada 2018

Niezykłe muzeum w Pistoi

Zauważyłam to miejsce nieistniejącym podobno „kątem oka”, pędząc z Sofią na zajęcia teatralne. Byłyśmy już prawie spóźnione, ale nie mogłam nie wejść ! Nawet miejsce parkingowe tak jakby na nas specjalnie czekało, tuż przes wejściem. Wpadłyśmy w ostaniej chwili, jak się okazało, przed zamknięciem. Byłam pewna, że jest to kolejny sklep ze starociami, ale jak się okazało nie. Jest tu muzeum, które powstało z pasji. Guido, właściciel jest pasjonatem wszystkiego co stare, ale wszystkiego co ma duszę. Taki fanatyk „ocalić od zapomnienia”. Nie ma tu rzeczy zepsutych, wybrakowanych - wszystko działa.
Mało tego, wszystkiego można dotknąć ! Za pozwoleniem oczywiście. Nie ma tu nic na sprzedaż, ale to nie jest ważne. Mnóstwo jest przedmiotów, które były używane w szkołach, biurach, sklepach ...itd. Wiem, że będziemy tam zaglądały częściej. Tam można się zapomnieć. Dziewczynki już złapały bakcyla. Na pytanie Guido czy nam się podoba, Ania skwitowała : tak !!! Tu jest tak jak u Babci Krysi, tej z Polski (jej prababci - wyjaśnia to wszystkim ), nawet zapach taki sam...
A nasza mama to chciałaby stąd wszystko !
....
No taka jest prawda 

I to nawet dobrze, że rzeczy nie są na sprzedaż 
















wtorek, 27 listopada 2018

B&O - ślub we Florencji


Wrzesień 2017 roku, słoneczna niedziela - po kilku latach znajomości postanowiliśmy się pobrać. On: pierwsza myśl... to będzie Santorini. Kolejna myśl: to będzie prowincja Toskanii. Finalnie – Florencja.

Kolejne tygodnie – kolejne dziesiątki pomysłów i pytań. Jak? Gdzie? Kto?


I tu pojawia się Pani Joanna, dobry duch całego wydarzenia. Pierwsza wiadomość i masa konkretnych informacji z Jej strony. My określamy z naszej strony oczekiwania co do przyszłej ceremonii. Asia podpowiada jakie wymogi formalne musimy spełnić by móc pobrać się na ziemi włoskiej.

Założyliśmy,  że  całe wydarzenie będzie wycieczką dla nas i dla naszych bliskich z małą przerwą na ślub ;) Do Bolonii przylecieliśmy jako pierwsi we wtorek i wyjątkowo przywitał nas deszcz. Samodzielnie organizowaliśmy sobie podroż do Florencji. Po drodze spotkało nas kilka utrudnień wynikających z nieznajomości miasta. Obładowanie w przewodniki i mapy – nie pomogło. Zaginęliśmy w labiryncie nieopisanych na mapie drobnych uliczek.
           
Pozostali goście dotarli do nas w czwartek. Z lotniska odebrał ich kierowca busa zorganizowanego przez Asię. Goście komfortowo zostali dostarczeni do Florencji.  Wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Zgodnie z tym co było ustalone.

Wizyta w urzędzie (Palazzo Vecchio) była fascynującym doświadczeniem. Joasia jako tłumacz języka włoskiego, włoski urzędnik i my, zagubieni turyści - podpisaliśmy dokumenty do ślubu konkordatowego. Po wszystkim wybraliśmy się na drinka do restauracji, gdzie obejrzeliśmy i wybraliśmy salę oraz menu na przyjęcie. Dodatkowo ten czas przeznaczyliśmy na poznanie siebie nawzajem. Joasia to osoba, którą poznajemy w Toskanii po raz pierwszy, a czujemy się jakbyśmy nie widzieli się kilka lat i w te kilka chwili chcemy opowiedzieć sobie wszystkie rzeczy, które wydarzyły się.

22 wrzesień 2018 roku, słoneczna sobota. Jesteśmy w Kościele San Frediano in Cestello, wokół nas rodzina, przyjaciele, uśmiechnięty ksiądz Proboszcz oraz oczywiście Joasia. Cała ceremonia przebiegła w bardzo radosnej atmosferze. Uroczystość ubarwił nasz przyjaciel, który odkrył swój talent wokalny. Po ceremonii zjedliśmy pyszną kolację przy placu Santa Croce w restauracji Finisterrae. Po kolacji spacerowaliśmy po mieście i było fantastycznie. Te chwile na długo pozostaną z nami.

Warto wziąć ślub po swojemu. Jeśli nie lubimy pewnych rzeczy – nie róbmy ich.

Pomimo niedogodności z początku naszej podróży to na jej końcu Italię pokochaliśmy. Florencja jest zachwycająca. Ulice mówią wieloma językami, a jedzenie jest pyszne.

Tydzień po ślubie – zarówno my jak i nasi goście tęskniliśmy za słoneczną Toskanią. Wiemy, że wrócimy do niej. Musimy, chcemy, powinniśmy...

Kończąc -  chcemy skierować kilka słów do Joasi. Dziękowaliśmy wielokrotnie ale żadne słowa nie wyrażą naszej wdzięczności za zorganizowanie naszego ślubu i... ściągnięcie mojego telefonu pozostawionego na odprawie lotniskowej :)

Życzymy Ci Asiu samych dobrych ludzi na swojej drodze i pięknych ślubów.

B&O
















czwartek, 15 listopada 2018

Cecina - toskański street food

Cecina - toskański street food. Do Toskanii przywędrowała przed wiekami z Ligurii.
To jedno z najprostszych, a zarazem najpyszniejszych dań, które niestety odkryłam zbyt późno 😉
Znane głównie na wybrzeżu, ale możecie go spróbować również w Lukce.
Jego wykonanie jest bajecznie proste, a jeśli dodam, że danie jest bezglutenowe, to pewnie wielu się na nie skusi.
Podam Wam przepis z którego korzystam.
Otóż wystarczy połączyć 200 gr mąki z ciecierzycy z 600 ml wody, dodać szczyptę soli ok. 6 gr i 4 łyżki oliwy. Wszystko wymieszać i odstawić na minimum 2 godziny. Po tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 250 stopni i wsadzamy do niego puste naczynie w którym będziemy zapiekali nasze danie. W momencie kiedy forma (najlepiej płaska) będzie już bardzo rozgrzana wlewamy do niej odrobinę dobrego oleju np. słonecznikowego i wylewamy (wcześniej jeszcze raz wymieszać) masę. Powinniście wtedy usłyszeć charakterystyczne skwierczenie. Czasami widać jak masa ścina się jak jajecznica. Cecinę należy piec ok. 20/25 min w piekarniku statycznym.
Taki, jak mówią Włosi „tort na słono” można jeść zaraz po upieczeniu lub na zimno zw świeżo mielonym pieprzem. Ja lubię cecinę w każdej postaci, ale nam najbardziej smakuje tę ze świeżą cebulką. Wtedy należy ją dodać do masy w ostatniej chwili przed włożeniem do piekarnika.
Jeszcze jedna ważna rzecz, wodę należy wlewać do mąki stopniowo.

Buon appetito !

czwartek, 13 września 2018

Co to była za Para - czyli toskański ślub Justyny i Darka

Toskania, urokliwe miasteczko, najbliższa rodzina i przyjaciele, no może jeszcze trochę Sprtiz'a dla kurażu - to, jak się okazuje najlepszy przepis na wymarzony ślub ! 
Ten dzień należał do Justyny i Darka nomen omen Para 


--------------------------------------

Jak każda narzeczeńska para, chcieliśmy, aby nasz ślub był wyjątkowy, ale jednocześnie kameralny, rodzinny i.. zorganizowany zagranicą. Naszej estetyce daleko do olbrzymich uroczystości w domach weselnych, orkiestr idwuletnich przygotowań. Już podczas pierwszej rozmowy o tym wydarzeniu zdecydowaliśmy, że zaprosimy najbliższe nam osoby do Toskanii. I tak na dziesięćT miesięcy przed ceremonią rozpoczęliśmy przygotowania. Od razu zrobiliśmy rezerwację w zaprzyjaźnionej agroturystyce, do której przynależy winnica. Pozostały już „tylko” kwestie formalne oraz znalezienie cateringu, fryzjera i makijażysty. Wszystkie z tych czterech kwestii bookowaliśmy w ciemno ufając referencjom. Czuliśmy, że najważniejsi jesteśmy my i nasi bliscy, a jeśli cokolwiek nie wypali to i tak drobne niepowodzenie nie będzie w stanie zepsuć nam naszego święta. Będziemy przecież w malowniczej Toskanii! Mieliśmy ogromne szczęście trafiając na Panią Joannę, której doświadczenie i profesjonalizm odczuwaliśmy na każdym kroku. Opieka jaką nas objęła już od pierwszego maila dawała nam poczucie, że wszystko się uda. Na miejsce naszego ślubu wybraliśmy trzynastowieczny budynek, pełniący kiedyś rolę ratusza dla straży cesarzy starożytnego Rzymu, dziś będący muzeum. Pani Joanna zrobiła wszystko, żeby nasz cel został osiągnięty, bez jej pomocy zapewne musielibyśmy zrezygnować z naszego planu.W ciągu trzech miesięcy załatwiliśmy dokumenty koniecznie do zawarcia ślubu cywilnego i umówiliśmy się z Panią Joanną w dniu poprzedzającym ceremonię celem podpisania stosownych dokumentów. 

Podczas samej ceremonii Pani Joanna wcieliła się w rolę naszego tłumacza. Zawsze uśmiechnięta i pomocna. Nie mogliśmy trafić lepiej! Pani Joasiu, dziękujemy że umożliwiła nam Pani przeżycie najważniejszego dla nas dnia w poczuciu spokoju i komfortu. 

Serdecznie pozdrawiamy,
 Justyna i Dariusz Para






































Jeszcze raz Kochani wszystkiego najlepszego !!!!
Wielu powrotów do Waszej ukochanej Toskanii. Od teraz jesteście jeszcze mocniej z nią związani.



Flowers Pro Arte
Foto Jakub Misiński